„Paula nie Paulina” – Paula w Puerto Rico

Absolwentka globalnego biznesu, finansów i zarządzania w Szkole Głównej Handlowej; wielbicielka języków pochodzenia romańskiego, pracująca w marketingu. W wolnym czasie zwiedza świat, uprawia sport i zatraca się w fantastyce. W przyszłości swoją karierę zawodową zamierza związać z ONZ. Poznajcie Paulę!

Paula nie Paulina, prawda?

Tak, najpierw miałam być Wiktorią, ale mojej babci nie spodobało się to imię. Moja mama postanowiła więc nazwać mnie bardziej nietypowo, więc jestem Paula. Ale myślę, że to imię dobrze mnie określa; zawsze chodzę własnymi ścieżkami i nie ukrywam, że bycie Paulą a nie Pauliną ułatwia sprawę w czasie podróży, więc może mama coś przeczuła.

To prawda, mamy mają dobre przeczucia. Zacznijmy jednak od naszego wspólnego punktu odniesienia, fundacji Web-korki, od kiedy zasilasz jej szeregi?

To jest dość świeża sprawa, dołączyłam w marcu i do tej pory miałam kilka zajęć. Myślę, że jest to nowa przygoda, na którą bardzo się cieszę.

W takim razie z czego udzielasz korepetycji i komu?

Udzielam korków z języka angielskiego, jednemu z naszych podopiecznych, który uczy się w siódmej klasie.

Masz jakiś sposób na prowadzenie zajęć z angielskiego?

Co zajęcia próbuję czegoś nowego. Jeszcze nie znalazłam złotego środka. Oczywiście uczymy się za pomocą Kahoota, Quizleta, Wordwalla. Staram się też „zanurzać” uczniów w danej kulturze np. oglądać filmiki w tym języku. Takie zajęcia są bardziej angażujące.

Jest wiele wolontariatów w Polsce, w które można się zaangażować. Dlaczego Web-korki?

Jakiś czas temu, gdy przeglądałam Facebooka, zobaczyłam, że jedna z firm udostępniła informacje o Web-Korkach. I wtedy jakoś się tym tak zainteresowałam. Wiedziałam, że mogę wykorzystać moje kompetencje i zasilić szeregi tej fundacji, tym bardziej, że jest to młoda inicjatywa, którą stwierdziłam, że warto wspierać.

Nie jest to jednak Twoja pierwsza przygoda z wolontariatem?

Oj nie, zaczęło się już w drugiej klasie podstawówki. To był okres, kiedy byłam harcerką. Robiliśmy wtedy zbiórki dla WOŚP i pakowaliśmy zakupy, zbierając na cele charytatywne. Takie małe drobnostki.

Potem byłam wolontariuszką w schronisku dla zwierząt i na wydarzeniach sportowych. Moje zamiłowanie do języków sprawiło, że naturalne było dla mnie, rozpoczęcie przygody z wolontariatem zagranicznym i tak się stało. Pierwszy z nich był w Czarnogórze, organizowany przez AIESEC. Promowaliśmy na nim turystykę tego kraju, tworząc bloga, materiały zdjęciowe i video. Następnie była współpraca z organizacją All Hands and Hearts, która zajmuje się odpowiadaniem na skutki katastrof naturalnych. U mnie to był projekt w Puerto Rico, gdzie huragany Irma i Maria zniszczyły zabudowania mieszkalne tamtejszej ludności. I choć byłam tam dwa lata po tych zdarzeniach, nadal pamiętam jeden dom. Ogromny. Mieszkał tam starszy pan z trzema psami. Na zewnątrz dom wyglądał bardzo ładnie, ale kiedy weszło się do środka, sufit w każdym pomieszczeniu pokryty był pleśnią. Wina kryła się za zniszczonym i przeciekającym dachem oraz w dużej wilgotności powietrza. Kiedy padało wiadrami można było zbierać wodę z tego domu.

My, wolontariusze, byliśmy więc tam pod opieką pracowników technicznych organizacji i po odbytym szkoleniu, pomagaliśmy im. Miałam tam spędzić dwa tygodnie, a zostałam pół roku i wtedy też wiedziałam, że chciałabym jeszcze współpracować z tą organizacją.

Udało się?

Tak, tym razem wspierałam  ich dział marketingu. Trwało to dziesięć miesięcy, pomagałam przy projektach, miałam nawet jeden swój. Ale po tym czasie nadal nie chciałam opuszczać tej organizacji. Okazało się, że jest możliwość wyjazdu do Gwatemali. Zgodziłam się! Najpierw pracowałam tam przy fundraisingu i organizacji wydarzeń, a następnie sprawowałam opiekę nad wolontariuszami.

Dlaczego akurat wolontariat jest tak ważną częścią twojego życia? Co Cię w nim przyciąga: ludzie, możliwość zdobycia doświadczenia, sam akt pomocy?

Według testów osobowości jestem mediatorem, czyli osobą, która jest wrażliwa, emocjonalna, dlatego też pewnie posiadam naturalną chęć do niesienia pomocy. Dużo też wyniosłam od rodziców, którzy wychowali mnie w ten sposób i pokazywali swoje zaangażowanie w pomoc innym. W pewnym dość trudnym dla mnie okresie, kiedy zmagałam się z depresją to właśnie pomoc niesiona innym, skupienie się na drugim człowieku, małe gesty tj. uśmiech, pozwoliły mi na wyleczenie się tej choroby.

Czy wolontariat Cię zmienił?

Po pobycie w Gwatemali i Puerto Rico moje postrzeganie wolontariatu i pomocy się zmieniło. Nigdy nie byłam osobą z tzw. „bogatego domu” i nie miałam tym samym wielkich możliwości, ale patrząc na to co mam ja (choć na te czasy to i tak nie jest dużo) i porównując to do innych, gdzie np. w Gwatemali jest problem z dostępem do wody pitnej, zaczęłam doceniać to na co ja mogę sobie pozwolić. Teraz chcę się przyczynić do tego aby inni mieli lepiej.

To piękne. Dużo podróżujesz i to nie tylko w ramach wolontariatu, jaki jest Twój ulubiony kierunek?

Na pewno Nowa Zelandia. Tam odbyłam moją pierwszą, dłuższą, samodzielną podróż. I jeśli jesteście fanami „Władcy Pierścieni”, jak ja, tam znajdziecie swoje Śródziemie. Uwielbiam też Peru, które ma niesamowitą kulturę, mieszkańców, widoki.

Po podróżach, wolontariacie, pracy jak odpoczywasz?

To jest trudne pytanie, gdyż mam tendencję do zwalania sobie wielu rzeczy na głowę. Odpoczywam w weekendy, w tygodniu nie pozwala mi na to praca. Wtedy obowiązkowo samotne wyjście do lasu, sport (joga, stretching, akrobatyka), czytanie książek i spotykanie się ze znajomymi. Jestem też pisarzem amatorem.

O to bardzo ciekawe zajęcie! Jaką swoją książkę chciałabyś wydać?

W pierwszej kolejności książkę o przygodach z podróży. Tym bardziej, że przyciągam dziwne sytuacje, gdy odwiedzam różne kraje. Ale też książkę fantasy, bo serce zostało jeszcze w dzieciństwie i nie chce się ruszyć z tego świata.

Liczę, że wkrótce przeczytam, którąś z Twoich książek! Jaki jest więc Twój autorytet? Masz kogoś takiego?

W kwestii politycznej jest to Jacinda Ardern, premier Nowej Zelandii, która według mnie jest niesamowitą kobietą, potrafiącą łączyć kwestie zawodowe i prywatne. Również Martyna Wojciechowska – jej podróże, kobiecość, pokonywanie własnych granic i udowadnianie, że niemożliwe nie istnieje. O i jedyny rodzynek w tym towarzystwie – Robert Karaś – mój autorytet sportowy.

Piękny zestaw! Bardzo różnorodny! Życzę Ci powodzenia w realizacji dalszych celów i dziękuję Ci za tę inspirującą rozmowę!

Rozmawiała: Anna Kowalczyk – wolontariuszka fundacji Web-korki, absolwentka IV Liceum Ogólnokształcącego z Oddziałami Dwujęzycznymi im. dra Tytusa Chałubińskiego w Radomiu. Trzykrotnie redaktorka na Międzynarodowym Festiwalu Gombrowiczowskim. Finalistka konkursu eseistycznego „Ja, Polska, Europa, Świat w 2040”, organizowanego przez Concilium Civitas.