Przekraczając granice – Rozmowa z Kingą Danielczyk

Uśmiech i pozytywne nastawienie do życia to cechy charakterystyczne Kingi, naszej dzisiejszej bohaterki. Kinga jest osobą z niepełnosprawnością, choruje na Mózgowe Porażenie Dziecięce, ale to nie przeszkadza jej w realizacji swoich celów i zwariowanych pomysłów. A zresztą sami przeczytajcie!

Od kiedy jesteś w Web-korkach?

W Web-korkach jestem od lutego 2021 roku. Dowiedziałam się o tym projekcie w ogłoszeniu internetowym i bardzo mnie ono zainteresowało. Stwierdziłam więc, że napiszę na pozostawione w nim dane kontaktowe i dowiem się więcej! Przeszłam pomyślnie rekrutację i … zostałam J

W takim razie z jakiego przedmiotu pomagasz podopiecznym fundacji?

Udzielam korepetycji z języka angielskiego 9-letniej Kindze, a w poprzednim roku szkolnym pracowałam z 12-letnią Olgą.

I jaką masz relację ze swoją podopieczną ?

Moja podopieczna nie traktuje mnie jak nauczyciela w szkole, a to wielki plus. Nie jestem dla niej kimś ważniejszym, silniejszym od niej samej. Choć posiadam pewien autorytet to wydaje mi się, że ona widzi we mnie starszą koleżankę, która pomaga jej w zrozumieniu i polubieniu języka angielskiego. Zdecydowanie wyrobiłyśmy w tej relacji wzajemne zaufanie.

Jak budujesz taką relację?

Szczególną uwagę zwracam na to, aby pokazać podopiecznej, że zależy mi na niej. Aby zajęcia to była bezpieczna przestrzeń z możliwością rozwoju. Nauka angielskiego schodzi na trochę dalszy plan. Czasem opowiadam jej o sobie, o takich prostych, codziennych sprawach, aby budować bliższą relację. To Kingę cieszy. Zdarza się też, że w kamerce pojawiają się moje psy i robią za atrakcję.

Czy korzystasz z aplikacji, programów, aby urozmaicić naukę?

Tak, np. z Wordwall, ale że są to zajęcia z języka angielskiego to oglądamy także filmiki w tym języku lub słuchamy tematycznych piosenek. Wszystko jest indywidualnie kreowane pod potrzeby mojej podopiecznej.

Kiedyś zdarzyło się tak, że Kinga zobaczyła, że mam długopis z Hannah Montana, ale ze względu na jej wiek, nie wiedziała, co to takiego. Ostatnie kilka minut poświęciłyśmy wtedy na oglądanie fragmentu odcinka, który ostatecznie jej się spodobał [śmiech].

A co Tobie najbardziej podoba się w Web-korkach?

Zdecydowanie podoba mi się, że poprzez pomaganie innym mogę się sama rozwijać np. na warsztatach z psychologiem. Do tego tworzy się między nami, wolontariuszami, sieć kontaktów. Gdy poznajemy się na szkoleniach online lub tych stacjonarnych, zauważamy w naszej grupie różnorodność, np. pochodzenie z różnych środowisk zawodowych, akademickich. Rozmowa w tym kręgu i wzajemna pomoc wzbogaca nas jako ludzi, a także zwiększa naszą wiedzę.

Ale Web-Korki to nie pierwsza Twoja styczność z pomaganiem, wyjechałaś także na wolontariat do Portugalii, ściśle mówiąc do Amarante, jak to się stało, że się tam znalazłaś?

Wyjechałam na wolontariat z Europejskim Korpusem Solidarności. Rekrutacja w tej organizacji wygląda tak, że wolontariusz szuka sobie projektu i na niego aplikuje. Ale w moim przypadku było inaczej. Ze względu na moją niepełnosprawność organizacja musiała wyrazić zgodę na mój udział w takim przedsięwzięciu, a dopiero później informowała mnie o miejscach, gdzie mój pobyt jest możliwy. Tak naprawdę to ona wybrała mnie, a nie ja ją. Tym samym cały projekt był pisany dla mnie indywidualnie: pod moje zainteresowania i potrzeby.

Istotny jest także czas oczekiwania na wyjazd. W normalnych okolicznościach przedział czasowy zamyka się w 8 tygodniach. U mnie żeby taki projekt doszedł to skutku, potrzeba było 16 miesięcy oczekiwania i przygotowań.

16 miesięcy to bardzo długi okres oczekiwania. Czy w tym czasie jakoś przygotowywałaś się do wyjazdu?

Żeby projekt odbył się tak, jak sobie go wyobrażałam i był dostosowany do moich potrzeb oraz  możliwości, przeprowadziłam kilka szczegółowych rozmów z właścicielami i założycielami mojej organizacji goszczącej. Oni nigdy nie mieli u siebie osoby z niepełnosprawnością, a chcieli być pewni, że będę mieć wszystko to, czego potrzebuję m.in. dostępnego architektonicznie pokoju.

Rozmawialiśmy też o tym, że trzeba mi zbudować podjazd do stołówki i oni rzeczywiście go wtedy zbudowali. A że zajmowali się m.in. sprawiedliwym handlem i ekologią to powstał on z desek i plastikowych butelek w środku. Stał się nawet małym projektem, który realizowali inni wolontariusze.

Przygotowania zakończone. Można było jechać. Jakie zadania czekały na ciebie w Amarante, jako wolontariuszkę tego projektu?

Dużo ich było… Pisanie artykułów na temat działań organizacji, współtworzenie przedstawień skierowanych do dzieci w wieku przedszkolnym, uczenie innych języka angielskiego, prowadzenie warsztatów rękodzielniczych.

Jednak moim głównym i zarazem najważniejszym dla mnie projektem było tworzenie mapy dostępności miasteczka Amarante, zwiedzałam więc jego różne zakątki i robiłam zdjęcia barier architektonicznych. Z zebranych przeze mnie materiałów powstał raport, w którym znalazły się m.in rekomendacje na temat zmniejszenia liczby tego rodzaju przeszkód. Został on potem przedstawiony w Urzędzie Miasta Amarante, aby zwrócić uwagę na istnienie problemu.

To  musiało być duże przedsięwzięcie.

To było bardzo duże przedsięwzięcie. Ale wszyscy, z którymi tam rozmawiałam byli sympatycznymi, otwartymi, zabawnymi ludźmi, więc cały proces dokumentacji przebiegał sprawnie i bez większych trudności.

A masz taką sytuację, która najbardziej zapadła ci w pamięć podczas przebywania w Amarante?

Na pewno bardzo dobrze wspominam wspólne święta Bożego Narodzenia. Było to ciekawe doświadczenie i wręcz niemożliwe do kolejnego powtórzenia. Ze względu na pandemię COVID-19 spędzaliśmy je tylko w swoim gronie, nie było możliwości interakcji z lokalną społecznością. 20 osób z 6 krajów. Każdy z innymi tradycjami i pomysłami na spędzenie tego czasu. Dlatego doszło do sytuacji, kiedy jedliśmy pierogi z sosem greckim [śmiech]

I jak one smakowały?

Naprawdę dziwnie [śmiech]

Muszę kiedyś sama się przekonać [śmiech] W takim razie najbardziej zwariowana rzecz, jaką zrobiłaś do tej pory to…

Zdecydowanie obóz skałkowy dla osób z niepełnosprawnością. Miałam wtedy 18 lat. To był przełomowy czas, bo gdy pokonałam już kilka skał, postanowiłam sobie, że jeśli kiedyś zyskam okazję na spróbowanie czegoś nowego to z tego skorzystam. Bo to była pierwsza taka przygoda, a wszystko co się potem wydarzyło, było tego konsekwencją. Dzięki temu byłam gotowa za każdym razem pokonywać swoją granicę i odważać się.

Rozmawiała: Anna Kowalczyk – wolontariuszka fundacji Web-korki, absolwentka IV Liceum Ogólnokształcącego z Oddziałami Dwujęzycznymi im. dra Tytusa Chałubińskiego w Radomiu. Trzykrotnie redaktorka na Międzynarodowym Festiwalu Gombrowiczowskim. Finalistka konkursu eseistycznego „Ja, Polska, Europa, Świat w 2040”, organizowanego przez Concilium Civitas.