O poszukiwaniu, dawaniu rad i Hiszpanach

Kasia Migros – obywatelka świata i marzycielka. Kocha góry, ludzi i podróże. Lubi iść pod prąd. O miłości do Hiszpanii i wolontariacie w fundacji opowiada Kindze Danielczyk.

Spróbuj opowiedzieć o sobie w kilku zdaniach.

Jak opowiedzieć o sobie, o swoim życiu w kilku zdaniach? Każdy z nas jest tak złożoną osobowością. Na pewno to, co nas definiuje zależy od etapu, w jakim się znajdujemy, bo w jakimś okresie nasze życie może się obracać wokół jednej rzeczy, a za jakiś czas wokół innej. Na ten moment moje życie składa się z podróży. Mieszkam w Barcelonie, więc pewnie jest to cecha, która mnie wyróżnia, ponieważ to definiuje moje życie i mój styl życia przede wszystkim. Mam psa o imieniu Sky, którego dzielnie trenuję już od 2 lat. Możliwe, że będziemy jeździć na zawody agility .[przyp. red. pl. posłuszeństwo]

A opowiesz coś więcej o tych podróżach?

Podróże zawsze były dla mnie ogromną częścią życia. Wszystko zaczęło się nie tak dawno, po tym jak dostaliśmy się do Unii Europejskiej i dla Polaków otworzyły się granice. W czasach liceum jeździłam w wakacje do Holandii, do Anglii, żeby zarobić pieniądze na resztę roku. Zawsze byłam ciekawa, uwielbiałam rozmawiać z ludźmi, poznawać inne sposoby życia, odkrywać, jakie ludzie mają przemyślenia na różne tematy. Przełomem był wyjazd z moją najlepszą przyjaciółką do Stanów ,na program wymiany, na  Work&Travel. Pracowałyśmy na obozie dla dzieci w Pensylwanii. Spędziłyśmy tam całe lato i poznałyśmy ludzi z całego świata. Później zrobiłyśmy sobie wycieczkę po Stanach. Byłyśmy najpierw na wschodnim, a potem na zachodnim wybrzeżu. To była przygoda życia! Od tego momentu wiedziałam, że zawsze będę chciała dużo podróżować. Od początku wydawało mi się, że łatwiej będzie na te podróże zarobić za granicą, więc pojechałam do Anglii, później jeździłam na wymiany studenckie do Hiszpanii i w Maladze poczułam miłość do tego kraju, do tej kultury, do otwartości ludzi, do ich stylu życia. To są ludzie, którzy spotykając kogoś niekoniecznie pytają, czym się ta osoba zajmuje. Dla nich najważniejsze pytanie dotyczy tego, co lubisz i jakie są twoje pasje. Zawsze mnie to ujmowało. Nieznajomy nie zapyta, w jaki sposób zarabiasz na życie. Dla Hiszpanów nie jest też ważne, skąd jesteś. To pytanie nie przychodzi im nawet na myśl. Gdy mieszkałam w Anglii, a mieszkałam tam ponad 8 lat, częstym pytaniem było „Skąd jesteś?” Dla nich to było ważne i to też w jakiś sposób mnie w ich odczuciu definiowało. W Szkocji było podobnie.

Wydaje mi się, że w Polsce pytamy tak o prace, rodzinę i dzieci, jak myślisz?

Dokładnie tak! Bardzo bym się zdziwiła, jeśli ktoś tutaj zapytałby mnie, czy mam rodzinę albo czy mam dzieci. Bardzo rzadko się spotyka takie pytania, chyba że wychodzą oczywiście w sposób naturalny.

Pójdźmy więc za Hiszpanami: co lubisz robić, co Cię zajmuje, kiedy nie musisz pracować?

Uwielbiam przestrzeń i chodzenie po górach. Ostatnio wyjechałam na Maderę. Mój narzeczony też miał ochotę wyjechać, ale zdecydowałam, że pojadę sama. Ostatnio dużo się u mnie działo. W pracy zmieniłam stanowisko, dostałam dużo nowych obowiązków. To była burza. Nowe zadania, w moim życiu pojawiło się dużo nowych ludzi, dlatego stwierdziłam, że naprawdę potrzebuje złapać oddech i pochodzić sama po górach. Na Maderze są super góry i super ścieżki. Co jeszcze? Na pewno sport. Sport daje mi dużo energii i mnie uwalnia.

Biegasz, skaczesz, co robisz?

Biegam, skacze, gram w siatkówkę… Tutaj, w Hiszpanii zacząłem grać w siatkówkę plażową. Wcześniej mieszkałam w krajach dosyć deszczowych. Polska też jest krajem trochę deszczowym i zimnym, więc często grałam na boisku, ale tutaj wszyscy spędzają czas na zewnątrz. Bardzo ciężko było mi znaleźć drużynę, która gra na boisku, więc dołączyłam do „plażówki.”

Widzę, że rozróżniasz podróże w grupie albo w parze i samotne, że one są dla Ciebie trochę inne.

Wydaje mi się, że w czasie samotnych podróży doświadczam miejsca w troszkę inny sposób. Chłonę wszystko i zauważam szczególiki, których pewnie bym nie zauważyła, jeśli byłabym z kimś. Obecność drugiej osoby też absorbuje. Podczas podróży na Maderę zauważałam śmieszne szczególiki. W domu pewnego Portugalczyka zobaczyłam na ścianie zdjęcie Ronaldo. Ronaldo pochodzi z Madery a ten obrazek był powieszony wyżej niż obraz Jezusa i apostołów. Śmiałam się, że mają śmieszną hierarchię. Ronaldo naprawdę jest tam gwiazdą!

Wolontariuszem w Web-Korkach może zostać każdy i uważam, że właśnie duża różnorodność jest warta podkreślenia. Możesz mi opowiedzieć o swojej pracy?

Moja kariera zaczęła się od momentu, gdy dostałam się na staż w szkole językowej w Edynburgu, gdzie pomagałam w organizacji i przygotowaniu zajęć dla dzieciaków, które przyjeżdżały na obozy językowe i bardzo mi się to spodobało. Zawsze chciałam pracować w szkole językowej. Podobała mi się edukacja, intrygowało mnie, jak rodzi się w nas proces nauki języka, jak się on rozwija i dlatego, kiedy szukałam stażu, wysłałam maila do stu szkół językowych w Szkocji, w okolicy. Odpisały mi dwie osoby. Dyrektor jednej z tych szkół  przyjął mnie do pracy i tak zaczęła się moja przygoda. Później pracowałam głównie w szkołach przy organizacji zajęć językowych, edukacyjnych i pozaszkolnych. Zajmowałam się też przygotowaniem wycieczek kulturowych. Miałam kontakt z uczniami i z kursantami. Kiedy przyszedł covid, zaczęły się zmiany zawodowe, a ja chciałam mieć pracę, która będzie mi pozwalała podróżować, będzie elastyczna, i którą będę mogła wykonywać zdalnie. Tak znalazłam pracę w firmie która nazywa się Preply. To aplikacja do nauki języków. Tak rozpoczęła się moja przygoda z firmą technologiczną. Zajmuje się tworzeniem programów nauczania. Pracuję z polskimi oraz zagranicznymi firmami, które chcą przygotować program językowy dla swoich pracowników. Doradzam im i razem z nimi przygotowuję program. Przedstawiam też, jak działa platforma. Ciekawe zajęcie, daje dużą elastyczność, szczególnie tym, którzy niekoniecznie są fanami pracy od 9 do 17.

Jak trafiłaś do Web-Korków?

Jest taka strona na Facebooku, nazywa się Give Her a Job. Powstałą po covidzie, jako grupa wsparcia dla kobiet w szukaniu pracy. Olga dodała tam post. Ja akurat  pracowałam wtedy troszkę mniej niż teraz, więc stwierdziłam, że podzielenie się z kimś moim czasem i zaangażowanie się w coś wartościowego, to super pomysł. Później napisałam do Olgi, miałam z nią krótką rozmowę i byłam pod wrażeniem jej podejścia, więc chętnie dołączyłam do projektu. Cieszę się, że zobaczyłam ten post we właściwym czasie, że w ogóle go zobaczyłam. Mam social media, ale rzadko jestem w Internecie.

Co było dalej, kiedy już oficjalnie zostałaś wolontariuszką Web-Korków?

Czekałem na przydzielenie mi ucznia i przydzielono mi dziewczynkę w wieku prawie nastoletnim. Pamiętam, że na początku była bardzo nieśmiała. To naprawdę inteligentna dziewczyna, ale trudno mi było otrzymać od niej feedback. Na początku to była bardzo jednostronna rozmowa. Pamiętam, że po jakimś czasie, chyba po dwóch zajęciach dostałam od niej ogromny uśmiech. To był dla mnie największy sukces! Zaczęła się otwierać i zadawać mi pytania na temat mojego życia w Hiszpanii, chciała wiedzieć, czy mówię po katalońsku. Od tamtej pory super nam się pracowało, bo to była już dwustronna wymiana. Wydaje mi się, że na początku mi nie ufała. Nie wiedziała, czy ma się zwracać do mnie „na pani” i czy jestem taką typową nauczycielką ze szkoły. Później nasz kontakt się ocieplił i naprawdę było super!

Natrafiłaś na barierę, o której często rozmawiamy jako wolontariusze. Dzieci nie dość, że muszą zaufać dorosłemu, muszą się też przestawić, że są na tej samej pozycji, co korepetytor.

Dokładnie! Tutaj nie ma hierarchii. To ma być luźna rozmowa, w czasie której dzieci są zachęcane do ciekawości. Dla mnie to jest najważniejsze, bo od ciekawości wszystko się zaczyna. Kiedy przypominam sobie typowe lekcje ze szkoły, to brakuje mi tego elementu w systemie. Nie wiem, czy ta ciekawość była tam rozbudzana. Był wykład i pytania na tablicy, ale to nie były nasze pytania. Nie pytaliśmy „dlaczego tak a nie inaczej?” albo „co pani o tym myśli?”. Nie pamiętam takich wymian. Nie wiem, czy tłumiono w nas ciekawość, ale na pewno nie zachęcano do bycia ciekawym.

Co robisz, żeby Twoje zajęcia były inne od tych, które zna twoja uczennica ze szkoły? Jak one przebiegają?

Myślę, że przede wszystkim musi to być rozmowa, a w tę rozmowę może być wpleciony język angielski. Tak to jest z nauką, Kinga, że jeśli sami nie widzimy w niej sensu, to nie ma szans, żeby coś zostało nam w głowie. Ciekawość i wewnętrzna motywacja są bardzo ważne. Trzeba też wiedzieć, co robimy w danym momencie i jaki ma to cel. Zawsze starałam się też wyobrazić sobie sytuacje, w jakiej znajduje się druga osoba. Nie robiłyśmy wspólnie zadań gramatycznych, częściej rozmawiałyśmy  o kulturze, o sytuacjach w jakich język angielski może się w przyszłości przydać i odrabiałyśmy zadania ze szkoły. Chciałam podejść do tego w sposób praktyczny, żeby było widać od razu, że  zajęcia na coś się mojej uczennicy przydają, bo te zadania i tak musiała zrobić.

Doświadczyłaś kiedyś sytuacji, w której dziecko nie chce pracować, ale to nie jest zmęczenie czy nawet niechęć, ale przekonanie, że jego starania nic nie zmienią, że jego przyszłość nie od niego zależy?

Wydaje mi się, że coś w tym jest. Niektóre z dzieci mają poczucie, że ich życiem kieruje coś innego, że to nie oni są za sterami i faktycznie może to wpływać na motywację. Z drugiej strony, staram się nie zadawać pytań o kierunek, w jakim chciałyby iść w przyszłości, bo pamiętam, że ja sama tego nie wiedziałam. Myślę, że ciekawiej jest ich czymś zainteresować, pokazać swoje zainteresowania, zapytać o ich pasje i przy okazji nawiązać, że jest taki i taki zawód, potem pomóc zdobyć informacje na różne tematy. Można wtedy trochę nakierować tę osobę, nieintencjonalnie oczywiście, i dzięki temu pokazać jej, że rzeczywiście ma szansę na sukcesy. Moja podopieczna uwielbia swojego kota i dużo mi o nim opowiadała, więc rozmawiałyśmy czasami o pasji do zwierząt.

Z drugiej strony, ciekawostek o Szkocji można słuchać niezależnie od tego, co ma się ochotę robić dalej w życiu.

Dokładnie! W życiu staram się nie dawać rad, chyba, że ktoś mnie o nie poprosi, bo swoje rady zawsze opieramy na doświadczeniu osobistym, na tym, co my przeżyliśmy, ale to nie zawsze przekłada się na życie innej osoby. Każdy jest inny, każdy ma inne doświadczenia życiowe. Zawsze wolę opowiadać o moim doświadczeniu i jeśli ktoś wyciągnie z tego jakieś wnioski, to zapraszam.

Jak myślisz, co Twoja uczennica mogła wynieść z zajęć z Tobą?

Wydaje mi się, że może to być świadomość, że istnieje zupełnie nieschematyczny styl życia. Inny niż prezentowany przez osoby, z którymi obcuje na co dzień. Ma kolegów, koleżanki, grono nauczycieli, ale poza tym łączy się z osobą, która żyje tysiące kilometrów dalej. Wydaje mi się, że sama świadomość, że można żyć inaczej, jest bardzo ważna.

Brzmi to tak, jakbyś wpływała na jej wyobrażenie o świecie, dawała szansę usłyszenia, o czymś nowym, o czym prawdopodobnie nie powie jej osoba z najbliższego otoczenia.

Dokładnie! Niekoniecznie musi za tym podążać, ale chodzi o świadomość, że ludzie mają  różne światopoglądy. Warto obcować z osobami z różnych środowisk, bo od każdego można się czegoś nauczyć.

A co Ty zabierasz ze sobą z udzielania korepetycji w fundacji?

To samo, co dziecko. Ja też otwieram na świat. Ja też się uczę, jak każdy, w każdej relacji z człowiekiem. Nauczyłam się rozwijać relacje, bo do tego dążyłam podczas zajęć. Na pewno otrzymałam w prezencie uśmiech, który być może nie jest za darmo rozdawany każdej osobie. Cieszyłam się z niego bardzo i to była dla mnie wystarczająca zapłata. Ta praca daje też świadomość, że niektóre rzeczy w życiu warto docenić, mimo że dostajemy je ot tak i uważamy za coś oczywistego.

Myślę, że Twój przykład może pokazywać uczniom, że warto o siebie walczyć, mimo trudniejszych początków.

Sama takie miałam! Nie pochodzę z domu, w którym zawsze były pieniądze. Nie jeździłam na kolonie, ale pamiętam, jak miałam 12 lat i zbierałam magazyny, które opowiadały o świecie. Czytałam o dalekich wyspach, innych krajach i kontynentach, obcej florze i faunie. Myślałam, że brak pieniędzy będzie mnie ograniczał, a znalazłam sposób na podróżowanie. Nie było to łatwe, ale możliwe. Wiele osób mówiło mi, że wymyślam, robię głupoty, że zamiast jechać do Południowej Azji z plecakiem, powinnam była szukać pracy w Bydgoszczy. Teraz wydaje mi się, że trzeba być samolubnym życiu i trzeba walczyć o własne szczęście. Jeśli coś kogoś kręci, trzeba za tym iść i o to walczyć, nawet jeśli inni ludzie tego nie rozumieją. Oczywiście była chwila zwątpienia, że może jednak marnuję sobie życie, wydając ciężko zarobione pieniądze nie na to, na co powinnam, że może warto zrobić prawo jazdy, a zrobiłam je dopiero po trzydziestce.

Wraca wątek „dobrych rad”. Bywa, że nawet nam, dorosłym, trudno jest uwierzyć, że to my najlepiej wiemy, co jest dla nas dobre i czego pragniemy.

A teraz wyobraź sobie, Kinga, nie masz zbyt mocnej osobowości albo twoja osobowość jest na etapie kształtowania się, masz jakąś „zajawkę” i bardzo chcesz spróbować czegoś nowego. Wydaje ci się, że to jest coś, co pokochasz, a ktoś ci powie i to jest beznadziejne, bo sam tego nie lubi. Wtedy zaczniesz myśleć, że faktycznie może to nie jest takie fajne, jak się wydaje i poddajesz się. Ktoś nieświadomie i bez złych intencji, może zrobić ci krzywdę. Nieświadomie może zabrać ci to, co kochasz. Przytrafiła mi się taka sytuacja, kiedy wybierałam studia. Rozmawiałam z jedną starszą siostrą mojej koleżanki z klasy. Studiowała filologię angielską, a ja rozważałam ten kierunek, bo kręciły mnie języki. Powiedziała, że to bardzo nudne studia, więc skończyłam dziennikarstwo i bardzo żałuję tego wyboru.

Co byś zmieniła na świecie, gdybyś miała czarodziejską różdżkę?

Wow, może wyrównałabym szanse rozwoju dla wszystkich. Wiem, że wiele osób nie ma takich samych możliwości, jak inni. Może lepiej by je wykorzystali? My na Zachodzie mamy większe szanse niż ktoś w wiosce azjatyckiej w Tajlandii, Nawet w żyjąc w jednym kraju nie każdy ma równe szanse. To temat rzeka, ale faktycznie fajnie byłoby, gdyby geniusz każdego człowieka mógł zostać wykorzystany. Każdy z nas nosi w sobie małego geniusza i może coś dobrego wnieść do społeczeństwa. Każdy może coś z siebie dać.