Marcin i jego naukowa droga

,,Chciałbym, by każdy mógł uwierzyć, że mimo przytłaczających trudności – triumf jest na wyciągnięcie ręki, tylko kilka centymetrów dalej. ” – o pasjach, marzeniach i osiągnięciach Marcina Suskiego, naszego web-korowego korepetytora, przyszłego studenta medycyny.

Cześć Marcin. Bardzo się cieszę, że znalazłeś czas na wywiad. Wiem, że masz teraz bardzo napięty grafik, dlatego tym bardziej doceniam. Zacznijmy od przybliżenia trochę Twojej osoby. Opowiedz proszę
o swoich najważniejszych osiągnięciach, niekoniecznie takich z nagrodami. Z czego jesteś najbardziej dumny?

Uważam, że największym osiągnięciem jakim może pochwalić się człowiek, w tym i ja, to nie poddanie się w tym do czego się dąży. Niezależnie czy użyjemy tego zwrotu by opisać zdanie do następnej klasy
czy medal olimpijski, wszystko rotuje dookoła naszej własnej woli walki, będącej jednocześnie naszym pedałem gazu i hamulcem. Wierzę, że sami jesteśmy sobie motywatorami i gdy chcemy dążyć do celu – jedyną osobą zdolną nas zarówno ku temu popchnąć i zatrzymać jesteśmy my dla samych siebie. W ten sposób skończyłem program dyplomowy IB i napisałem międzynarodową maturę.

Nie wybrałem sobie prostego programu – wybrałem sobie program IB, który jest programem międzynarodowym. Jego trudność w dużej mierze leży w tym, że wymaga umiejętności bardzo dużej organizacji czasu, wręcz wyciśnięcia wody z kamienia układając sobie ogólny grafik dnia. Program naciska na samodzielne, krytyczne myślenie, jednak objawia się ono wieloma pracami, które muszę napisać żeby zaliczyć program i dostać dyplom. Znam wielu ludzi, którzy byli w takim samym położeniu i chociaż różnią nas przedmioty – wspólnym mianownikiem są nasze zmagania z programem. Było trudno, chwilami myśleliśmy że nie damy rady. Nakład pracy był większy niż ktokolwiek by zakładał, dlatego gdybym miał możliwość powiedzienia czegoś sobie sprzed roku – pogratulowałbym sobie że nie odpuściłem. Kluczem jest zaangażowanie, oddanie temu wszystkiemu i poświęcenie prawdziwej pełni swoich sił. 19 maja skończyłem pisać maturę z ostatniego przedmiotu i niezależnie jak mi poszedł egzamin dojrzałości – jestem zadowolony, że dałem radę i dotarłem do tego punktu. Chciałbym, by każdy mógł uwierzyć,
że mimo przytłaczających trudności – triumf jest na wyciągnięcie ręki, tylko kilka centymetrów dalej.

Udało mi się w grudniu zdać certyfikat językowy z języka japońskiego w Warszawie. Wróciłem do gry
w szachy i zgłębiłem własną wiedzę o taktycznym aspekcie „królewskiej gry” do wcześniej nierealnych poziomów. Niestrudzony uczyłem dzieci w programie WebKorki. Wszystko wymagało ode mnie pokładów motywacji by nie odpuszczać – i jestem dumny, że nie odpuściłem.

Oczywiście, trzymam mocno kciuki żeby matura poszła Ci jak najlepiej! Dlaczego zdecydowałeś się na tak wymagający program i czy możesz pokrótce powiedzieć czym się charakteryzuje?

Moją decyzję osobiście uważam za impulsywną. Aplikując do liceum nie miałem pojęcia, że taki program istnieje, nie mówiąc o jego charakterystyce. Przekonała mnie do niego koleżanka z klasy, co sprawiło
że po drugiej klasie napisałem stosowne testy i przyjęto mnie do klasy programu IB. Zainteresowały mnie założenia programu stawiające na niezależność ucznia i jego krytyczne myślenie. Opcja żebym wyraził sam siebie zamiast recytować interpretacje utworów literackich wydaje mi się wspaniała, ponieważ uderza w samo sendo koncepcji „interpretacji”. Jako ludzie, mamy prawo wypowiadać się w taki sposób jaki jest zgodny z naszymi indywidualnymi poglądami, co, uważam program IB z sukcesem wdraża
w życie. Zainteresowała mnie również elitarność tej klasy. Osiągnięcia uczniów IB z mojej szkoły można określić jako genialne, a zaangażowanie moich koleżanek i kolegów w sprawy szkolne i pozaszkolne były godne podziwu. Darzę estymą ludzi, którzy nie boją się działać i sięgają po coraz wyższe szczyty – tacy jak ludzie z klasy międzynarodowej w mojej szkole. Chciałem zobaczyć czy uda mi się odnaleźć w takim gronie ludzi. Nie będę kłamał, chwilami było ciężko i słuchając niektórych rozmów między koleżankami
i kolegami – czułem zazdrość o ich zrozumienie tematów społeczno-naukowych. Cieszę się jednak, że nie odpuściłem. Odnalazłem się w klasie ludzi, których doceniałem za ich wkład i otrzymałem od nich szansę by dołączyć do tego radosnego grona. Sam program charakteryzuje się niezależnością względem innych systemów edukacji. Centrum w Genewie samo opracowywuje program nauczania i zgodnie z nim podąża. Inną ważną cechą jest wiele prac, które uczeń ma napisać. Wyróżniane są Internal Assessment (IA) stanowiące pewien procent oceny maturalnej z każdego przedmiotu, Extended Essay (EE) będący liczącą 4000 słów pracą naukową na dowolny wybrany temat i Group 4 Project (G4P) łączący nauki ścisłe w celu stworzenia wspólnej z innymi członkami klasy pracy. Sam program pozwala mi w pewnych sensownych granicach wybrać czego planuję się uczyć, także jeśli nie interesuje mnie geografia – wolno mi odrzucić geografię. Warunek jest taki, że z każdego przedmiotu piszę maturę w języku angielskim. Dyplom wydawany przez organizację jest respektowany w Ivy League, większości uniwersytetów
w Europie i części azjatyckich krajów, takich jak Japonia, Korea Południowa, Chiny czy Indie. Absolwenci tego programu są otoczeni taką renomą i są tak poszukiwani przez uczelnie, że dochodzi do sytuacji przyjęcia studenta niemal z marszu, niezależnie od wyników maturalnych.

To brzmi bardzo fascynująco! Powinno być więcej szkół, które podchodzą indywidualnie do ucznia. Co najbardziej Ci się w takim nauczaniu podobało, czy mieliście możliwość udziału w konkursach
i olimpiadach, które są w każdej szkole w Polsce, czy mieliście własne możliwości do rywalizacji? Chiałabym też wiedzieć, czy szkoły międzynarodowe są państwowe czy prywatne? Jeśli prywatne, to jaka jest cena czesnego?

Myślę, że najwspanialszy jest taki balans między wysokim poziomem akademickim po którym spodziewa się powagi, a nauczycielami zdolnymi zażartować sobie z uczniem i skracający dystans między dwiema stronami biurka nauczycielskiego. Trudno mi określić czy to jest ogólną cechą programu IB czy mojej szkoły, ale zauważyłem że nauczyciele bardziej rozmawiają ze mną jak z kolegą z pracy, a nie jak z kimś kto ma tyle lat życia co oni doświadczenia zawodowego. Sposób prowadzenia lekcji jest o wiele luźniejszy niż się spodziewałem słysząc legendy o wyścigu szczurów między uczniami i nieskończonymi maratonami kucia nomenklatury chemicznej. Wiadomo, nie jest łatwo, ale wyścig szczurów to bzdura. Nigdzie nie spotkałem bardziej otwartych, serdecznych, skorych do pomocy czy rozmowy ludzi. Wszyscy jesteśmy tam uzdolnieni w indywidualny sposób, ale nikt nie ściąga nikogo w dół. Uważam że to jest wspaniałe,
bo znajdzie to odzwierciedlenie w przyszłości, gdzie rynek pracy jest w dużej części skierowany w stronę pracy z innymi ludźmi. Kreujemy społeczeństwo o jakim marzymy już na poziomie edukacji szkolnej.

Jak najbardziej mieliśmy możliwość udziału w polskich konkursach i olimpiadach! W mojej szkole mnóstwo było utalentowanych ekonomistów, polonistów, matematyków czy fizyków. Część z nich wygrała w trzeciej klasie indeksy na SGH albo na Politechnikę Gdańską, osiągnięcie godne podziwu.
Sam program nie stawia nas jednak w obiektywnej przewadze wobec uczniów z polskiego systemu edukacji, dalej gramy przeciwko nim na zasadach fair-play i w dalszym ciągu kluczowe są umiejętności ucznia.

Program IB może być definiowany jako prywatny. Ceny czesnego są jednak niejednoznaczne, ponieważ wliczają się w nie takie wydatki jak odczynniki chemiczne, sprzęt fizyczny, oprogramowanie dla uczniów informatyki czy inne ułatwienia dla nas. W wypadku mojej szkoły rozliczane one były w ramach wpłat na Radę Rodziców i nie przekraczały 300zł miesięcznie. Uważam, że za możliwość przeprowadzenia realnego doświadczenia chemicznego z realnymi odczynnikami albo za sekcję prawdziwego serca na biologii –
to względnie niewielka cena.

Myślę, że cena jest niezwykle dobra. Natomiast, chyba najwyższą ceną była cała energia, którą włożyłeś
w naukę i przygotowanie do egzaminów. Mówiłeś, że szkoła, przygotowuje do prawdziwego życia, do pracy. Skąd u Ciebie wzięła się pasja do medycyny i czy progam IB pomógł Ci ją pogłębić?

Zainteresowanie medycznym kierunkiem rozwoju jest tylko niewiele młodsze ode mnie. Ledwo krocząc do przodu, zainteresował mnie zawód „pana doktora”. Brytyjskie wydawnictwo uniwersyteckie opublikowało kiedyś medyczny przewodnik do samodzielnej diagnozy i o ile nie jest to z pewnością literatura którą można czytać jak mojego ulubionego Wiera czy Orwella – dla małoletniego mnie to była najwyższa forma rozrywki. Od dziecka ciekawił mnie koncept rozumienia wszystkich procesów w ciele człowieka, szczególnie że to wszystko przecież działa jedynie poprzez chemię i fizykę na bardzo wysokim poziomie. Pociąga mnie zrozumienie tych procesów i to jak lekarze dzięki setkom lat metodologii naukowej są w stanie wpływać na te procesy. I poprzez wpływanie na nie – leczyć ludzi, przywracać do zdrowia i życia. Służba lekarza emanuje odpowiedzialnością, w końcu jest dla drugiego człowieka życiem lub śmiercią. Potrzebni są tacy, którzy zdolni są poświęcić swoje życie w takiej sprawie. Szanuję lekarzy
i chcę móc dołączyć do tej społeczności. Chcę mieć możliwość ratować życie i wykorzystać ją w dobrej wierze. Chcę móc ratować tych, którzy sami się nie potrafią uratować.

Jak sięgam pamięcią, mówiłem że będę „leczył ludzi”, mimo że w mojej rodzinie do linii pradziadków nikt nie pracował jako lekarz. Szkoła z pewnością utwierdziła mnie w przekonaniu, że to co robię jest słuszne. Pokazała potencjalny trud pracy lekarza poprzez lekcje biologii, dni otwarte i dodatkowe godziny kółka medycznego. To nie jest praca dla każdego, ale wierzę że ten kto odkryje swoje powołanie w tym – będzie dobrym lekarzem ratującym życia. Nie powiedziałbym, że szkoła pomogła mi pogłębić pasję per se, ponieważ byłem zdecydowany niezależnie od tego co by mi powiedziano. Raczej stwierdziłbym, że szkoła pokazała mi aspekty pracy lekarskiej, których nie poznałbym w inny sposób. Pogłębiła moją wolę oddania się służbie innym jako lekarz aniżeli samą w sobie pasję wobec medycyny. Z myślą jak bardzo fascynujące to jest – idę zostać lekarzem. Idą za tym niezliczone obowiązki, niewątpliwie, ale bez pracy w końcu nie ma kołaczy.

Widzę, że pasją narodziła się w Tobie naturalnie i chyba nie ma innej opcji, w której mógłbyś odnaleźć prawdziwego siebie. Piszesz o medycynie z pasją i życzę, żeby nigdy ten zapał nie zgasł. To zdradź teraz gdzie aplikujesz do szkół i co czujesz w tym momencie?

Zdecydowałem się na aplikację na trzy różne szkoły: Uniwersytet Boloński, Uniwersytet Padewski
i Gdański Uniwersytet Medyczny. Nie boję się aplikacją samą w sobie. Czuję mieszankę ekscytacji na myśl o przygodzie jaka mnie czeka i lekkiego stresu przed nieznanym. W końcu przede mną nowy etap życia,
w obcym kraju samemu się utrzymywać i uczyć. Jednocześnie mnie to motywuje i stresuje, ale jestem niemal przekonany że będzie dobrze. Obecnie rozglądam się za mieszkaniem we Włoszech, żebym miał gdzie mieszkać gdy będę się uczył. Myślę, że dla aspirujących studentów międzynarodowych to powinien być priorytet, jako że mieszkań zawsze będzie brakować.

Wierzę, że będzie dobrze. Mieszkanie, to podstawa żeby dobrze przejść studia! Gdziekolwiek się dostaniesz, życzę żebyś miał satysfakcję z nauki. Możesz podzielić się krokami  jak najlepiej przygotować się do aplikowania na kierunki medyczne?

Procedury są bardzo różne zależnie od kraju gdzie aplikujemy. Włosi na przykład wymagają od lekarzy napisania we wrześniu standaryzowanego testu IMAT, który jest definiującym czynnikiem. Niektóre uniwersytety potrafią przyjąć z marszu, po otrzymaniu przewidywanych ocen w marcu. Generalna metodologia, założenie konta w systemie, podesłanie wyników, nie różni się bardzo od tej znanej w Polsce, co uważam że jest wielkim ułatwieniem. Sama aplikacja na studia jednak, to nie wszystko.
W końcu gdzieś muszę mieszkać, coś muszę jeść, jakoś muszę się poruszać po mieście. Dlatego polecam, zacząć to wszystko poznawać jak najszybciej jest to możliwe. To może być uznane za oklepaną poradę, ale uwierzcie – kogoś kto tak się przygotował nie da się zaskoczyć.

 Myślisz , że nadal będziesz korepetytorem webkorków kiedy wyjedziesz za granicę?

To jest trudne pytanie na tę chwilę, bo zależy od wielu czynników. Przede wszystkim, nie jestem w stanie określić ile będę miał czasu w ciągu doby po odjęciu studiów, pracy i nauki. Chciałbym móc być korepetytorem, ale realistycznie zdaje sobie sprawę, że to może mi się nie udać. Chciałbym dać sobie chwilę w ciągu pierwszego roku i pozwolę mu zweryfikować moją własną produktywność. W oparciu
o wniosek – zdecyduję czy kontynuuję przygodę w programie webkorki.

Rozumiem! Oczywiście, że podczas studiów wygospodarowanie czasu to nie lada wyzwanie, ale mam nadzieję że będziesz nadal z nami. Powiedz mi w takim razie jak znalazłeś się w projekcie i jakie metody nauki stosujesz? Jak opisałbyś siebie jako nauczyciela?

Moja obecność w WebKorkach to zasługa mojej koordynatorki programu aktywności pozaszkolnej
i nauczycielki angielskiego. Program IBDP, w którym się uczyłem, wymaga od uczniów aktywności pozaszkolnej, w tym wolontariatu. Ponieważ był to jedyny puzzel poza moją kolekcją – polecono mi program korepetycji. Uznałem, że spróbuję własnych sił w nauczaniu. Staram się uczyć tak jak sam chciałbym być nauczany – nie lubię konceptu dystansu między nauczycielem a uczniem, dlatego nakłaniam dzieciaki żeby rozmawiały ze mną jak z kolegą. Okazuję chęć poznania ich jako indywidualne jednostki. Upewniam się, że rozumieją o czym mówię. Kluczem do skutecznej nauki jest dostęp do dobrych materiałów, a kto przekaże je w bardziej przystępniej formie niż nauczyciel?

A w samym projekcie odnalazłem się zaskakująco dobrze. Przyznam, że początkowo obawiałem się
o brak doświadczenia w nauczaniu jako takim. Jednak celem korepetycji pozostaje nauczenie. Miło się jednak zaskoczyłem i to wielokrotnie. Nie spodziewałem się ani po sobie tak szybkiej aklimatyzacji, ani takiego entuzjazmu od dzieciaków które uczę. Pozytywnie mnie zaskoczono w programie. Ucząc innych zadaję sobie pytanie „jak JA chciałbym by mnie tego nauczono?” Dopytuję się czy wszystko jest na pewno zrozumiałe. Staram się nie zasypywać materiałem. Jako najważniejsze stawiam sobie komfort mojego ucznia, uważam że tak właśnie powinna wyglądać nauka.

Bardzo podoba mi się ten sposób. Myślę, że każdy z nas może spróbować wdrożyć go do siebie. Szczególnie, nie zasypywanie materiałem.

Na koniec chciałam zapytać czym jest dla Ciebie szczęście i co sprawia że jesteś w tym stanie?

Szczęście to dla mnie możliwość by wyrwać się na moment od rzeczywistości. Ulotna chwila, w której świat zatrzymuje się specjalnie dla mnie. Czas, w którym jednym celem jest moja własna radość. Szczęście, a raczej to co nas uszczęśliwia, jest kluczowym elementem mojego planowania dnia.
To pomaga uniknąć wypalenia i dalej czerpać radość. Choćbym miał nie wiadomo ile pracy, zawsze poświęcę sobie chwilę. Nauczycielka matematyki w mojej szkole mówiła: „Możesz mieć 4 dyplomy, średnią 6.0 i 45 punktów z matury, ale z depresją i tak nie będziesz sie w ogóle z tego cieszyć”. Organizując pracę, podążam właśnie tym rozumowaniem. Szczęście sprawiają mi dwie aktywności: nauka języków obcych i granie w szachy. Nawet gdy odpoczywam, lubię trenować umysł, wypoczywam aktywnie umysłowo. Języki obce stały się moim hobby. Fascynują mnie różnice językowe wynikające ze wspólnej historii niektórych języków czy aspektów kulturowo-historycznych. Jesteśmy tym samym gatunkiem,
a mimo to znaleźliśmy sposób by się wyróżnić w tym jak mówimy. Co do szachów – do gry wróciłem po kilku latach. Kiedyś grałem bardzo dużo, nawet wygrałem turniej międzyszkolny. Ale po przyjściu do liceum, odłożyłem szachownicę całkowicie na bok. Powodem było to, że nie miałem z kim grać, a nauka teorii okazywała się frustrująca. Z czasem jednak, znalazłem w tym coś przyjemnego. Znalazłem radość
w zagraniu w partii tego jednego otwarcia uczonego przez godziny. Obecnie gram w formie treningu umysłu, moim marzeniem jest pojechać kiedyś na oficjalne zawody federacji szachowej i otrzymać tytuł. Cel wydaje się odległy, ale nie jest nieosiągalny.

Dziękuję Ci serdecznie za podzielenie się swoimi myślami z nami. Życzę dostania się na wymarzone studia i byś zawsze miał czas na to co kochasz!

Cała przyjemność po mojej stronie.

Marcin Suski ukończył III liceum ogólnokształcące z oddziałami dwujęzycznymi w Gdańsku im. Bohaterów Westerplatte w programie IB czyli z maturą międzynarodową. Chce zostać lekarzem, dlatego
z niecierpliwością czeka na wyniki matur, a najbardziej na studia we Włoszech. Intersują go szachy, nauka języków i oczywiście – medycyna wraz z całym jej skomplikowaniem i pięknem.