Podniebna historia Agnieszki

Agnieszka Rojda z wykształcenia jest marketingowcem, jednak w pewnym momencie swojego życia postanowiła zostać…stewardessą.

O tej ciekawej przygodzie i relacji ze swoją uczennicą opowiada Oldze-Prezesce naszej fundacji 

Z wykształcenia jesteś marketingowcem, po studiach prowadziłaś różne szkolenia z tego zakresu, jednak po pewnym czasie zaczęłaś pracować jako stewardessa… Jest to chyba niemały zwrot przez rufę  Jak to się zaczęło? I skąd w ogóle taki pomysł?

To był impuls. W moim życiu prywatnym zadziała się burza i czułam, że potrzebuję totalnej zmiany – od miasta, w którym mieszkałam, aż do pracy. Przejrzałam oferty pracy i zobaczyłam open day – czyli dzień bez wcześniejszej aplikacji, po prostu przychodzisz z dokumentami i możesz wziąć udział w pełnym procesie rekrutacyjnym. Pojechałam do Wrocławia, przeszłam proces i tego samego dnia dostałam telefon, że mnie chcą. Nie wahałam się ani chwili, od razu przyjęłam ofertę.

A czy mogłabyś nam powiedzieć jak wygląda proces rekrutacyjny na to stanowisko? Słyszałam, że trzeba najpierw też przejść wymagające szkolenie, jak to wyglądało i jakie wymagania trzeba spełniać, aby dostać taką pracę?

Proces rekrutacji jest dość prosty – można albo wysłać CV, albo przyjść właśnie na open day. Wymagania to przede wszystkim zdana matura, obowiązkowa znajomość języka angielskiego (drugi język będzie atutem), umiejętność pływania (w trakcie szkolenia trzeba zaliczyć zajęcia na basenie) oraz wzrost – nie pamiętam dokładnie, ile cm, ale na pewno trzeba sięgać ręką na ponad 2 metry. Sama rozmowa składa się z kilku etapów, w tym jeden obejmuje zadanie w języku angielskim, a jeden pracę grupową. Jeśli przejdzie się ten etap pozytywnie, można zacząć szkolenie. Szkolenia odbywają się w różnych miastach Europy – ja trafiłam na 6 tygodni do Budapesztu. Tam szkoliłam się w bardzo nowoczesnym centrum treningowym z ludźmi z całej Europy. Na koniec trzeba zdać kilka egzaminów – wspomniany basen, egzamin na licencję międzynarodową (taki sam dla wszystkich stewardess, niezależnie od linii lotniczych) egzamin z procedur wewnętrznych oraz certyfikację z modeli samolotów, na których będzie się latać. Jest bardzo dużo nauki, ale to absolutnie wspaniała przygoda.

Jak każda praca ma na pewno swoje dobre i słabe strony. Jakie są Twoim zdaniem plusy i minusy bycia stewardessą?

Plusy to zdecydowanie ilość kontaktów międzyludzkich – poznaje się ludzi z całego świata. To też z jednej strony rutyna – bo plan dnia jest ściśle określony, ale też ogromna różnorodność sytuacji. Nigdy nie można przewidzieć, co przyniesie nowy dzień, co dla mnie było dużą zaletą. Minusem na pewno są godziny pracy – trzeba wstać o trzeciej w nocy, albo wraca się do domu nad ranem. Do tego sama długość dnia pracy też jest wyzwaniem – dwa dłuższe lub cztery krótsze loty dziennie to często około 10 godzin pracy. To nie jest łatwe i generuje czasem ogromne zmęczenie. Jest to do tego stopnia obciążające, że mamy prawo zgłosić przełożonym przemęczenie i tym samym dostać dzień wolny na regenerację.

Czy mogłabyś nam przytoczyć jakąś anegdotę związaną z tym okresem? Może spotkała Cię jakaś zabawna historia, a być może zdarzyło się coś co zapamiętasz na długo z innego powodu?

Jest wiele historii, które zapamiętam. Na pewno wigilia na pokładzie samolotu – mieliśmy wspaniały zespół, zabraliśmy kilka potraw i mimo tęsknoty za bliskimi staraliśmy się miło spędzić czas. Zapadł mi też w pamięć mężczyzna, który w trakcie lotu z Londynu do Wrocławia przyszedł na tył samolotu i dziwnie patrzył na drzwi. Musimy być wyczuleni na wszystkie nietypowe sytuacje, więc od razu podeszłam do niego i zapytałam, jak mogę pomóc. Zapytał, czy to tędy będzie wychodził z samolotu. Wymieniliśmy kilka zdań i okazało się, że ten człowiek tak bardzo boi się latać samolotem, że kilka lat temu wyleciał do Anglii do pracy i od tamtej pory nie wrócił, to był jego drugi lot w życiu. Poświęciłam mu wtedy tyle czasu, ile mogłam, a na koniec lotu podeszła do mnie jego żona i podziękowała, że dzięki mnie mąż spokojnie przetrwał lot. To było naprawdę ogromnie miłe. Były też sytuacje trudne czy po prostu niemiłe – zdarzają się pasażerowie, którym wydaje się, że rola stewardessy ogranicza się do roli podawania napojów w samolocie i traktują personel pokładowy bardzo źle.

A tak z ciekawości…między jakimi krajami najczęściej latałaś?☺

Często latałam na Ukrainę i na Wyspy Brytyjskie, chociaż nie ma dla mnie większego znaczenia destynacja. Latając rzadko opuszcza się pokład samolotu, więc jest mi obojętne, czy lecę do Holandii czy Portugalii. Moimi ulubionymi lotami były jednak zdecydowanie te na Islandię. Kocham ten kraj i absolutnie mogłabym tam zamieszkać.

Czy Twoje doświadczenie w marketingu pomogło Ci w jakimś stopniu w nowej pracy? Myślę, że każde doświadczenie jest czymś cennym, niezależnie od branży.

Na pewno umiejętności miękkie, których mogłam nauczyć się zarówno na studiach, jak i w życiu zawodowym ułatwiały codzienną pracę. Do tego doświadczenie na sali wykładowej i różnych salach szkoleniowych na pewno dodało mi śmiałości – zwłaszcza przy demonstracji zasad bezpieczeństwa na początku każdego lotu. Prezentowanie przed grupą niemal 200 pasażerów może być stresujące – na szczęście dla mnie było to naturalne. Poza tym w lotnictwie wielu rzeczy musiałam uczyć się od podstaw.

Czy miałabyś jakieś rady dla osób, które chciałyby rozpocząć pracę na tym stanowisku?

Przede wszystkim szlifuj język – angielski w tej pracy to codzienność. Każdy dodatkowy język to atut i potencjalne ułatwienie w pracy.

No dobrze, bardzo Ci dziękuję za tą część rozmowy, teraz chciałabym porozmawiać o Twojej relacji z uczennicą, którą uczysz w naszej fundacji. Wasza wspólna nauka trwa już 1.5 roku, bo dołączyłaś do nas w styczniu 2021r. i z tego co widzę na pewno będziecie kontynuować współpracę w kolejnym roku. Wasza relacja jest piękna, opowiedz nam proszę krótko kogo uczysz?

Uczę Kasię, uczennicę klasy 7 – to znaczy 7 klasę zacznie we wrześniu. Pracujemy wspólnie nad geografią. Początki były trudne – zdalne nauczanie to nie to samo, co kontakt z drugim człowiekiem, musiałyśmy wspólnie wypracować najlepsze dla nas metody. Teraz nie wyobrażam sobie tygodnia bez naszych zajęć. Uwielbiam pracować z Kasią, to wspaniała dziewczyna. Jest bardzo pracowita, bardzo cenię w niej też szczerość, zaangażowanie i to, że ma swoje zdanie. Na początku była bardziej zamknięta i totalnie to rozumiem – w końcu byłam dla niej nową, obcą osobą, w dodatku „czegoś wymagam” – sama miałabym do siebie dystans ;). Teraz myślę, że czuje się przy mnie swobodniej, nie boi się powiedzieć, kiedy coś jej nie odpowiada, albo zgłosić, że coś sprawia jej kłopot.

A jakimi sposobami najczęściej się uczycie? Czy masz jakieś sprawdzone metody? Jak wyglądają wasze lekcje?

Najczęściej zaczynamy od minutki luźniejszej rozmowy. Dla mnie korki to nie lekcje w szkole – tu przede wszystkim możemy też budować relację opartą na wzajemnym zaufaniu. Atmosfera zajęć jest dla mnie ważniejsza, niż to, czy zrealizujemy podstawę programową. Co ciekawe – nigdy nie było z tym problemu, mamy czas na to, żeby przerobić wszystko, co zaplanujemy. Mówię MY, bo mimo, że to ja przygotowuję nasze zajęcia, to zawsze staram się słuchać zdania Kasi. Mówi mi, co chciałaby powtórzyć, albo co sprawia jej trudność. Mówi też, kiedy nie odpowiada jej dana forma ćwiczenia. Formę zajęć dostosowujemy do aktualnych potrzeb. Czasem po prostu tłumaczę dany temat, ale najczęściej pracujemy na przygotowanych przeze mnie ćwiczeniach. Kasia zawsze wysyła mi, co było na lekcjach, a ja na tej podstawie szykuję konkretne zadania. Korzystamy z platformy wordwall – mogę tam tworzyć interaktywne ćwiczenia w formie mini-gier. Kasia udostępnia mi swój ekran w trakcie robienia ćwiczenia i albo rozwiązuje je sama, albo na tym przykładzie rozmawiamy o danym zagadnieniu i rozwiązujemy je wspólnie. Taka forma sprawdza nam się najlepiej, bo nie jest to nudny wykład, a coś, co w formie zabawy pozwala na zapamiętanie i utrwalenie informacji. Zdarzało nam się też obejrzeć wspólnie jakiś filmik na YouTube czy bawić się planetą z pomocą Google Earth – staram się, żeby zajęcia nie były nudne i teoretyczne. Zrobiłam też „model” Ziemi z jabłka i patyczka do szaszłyków, co strasznie rozbawiło Kasię i wspomina to do dziś. 🙂

To na koniec spytam, czy dołączając do (wtedy jeszcze) projektu miałaś inny obraz współpracy z podopiecznymi domów dziecka, czy jest coś co Ciebie tutaj zaskoczyło?

Zdecydowanie zaskoczyła mnie sama relacja z Kasią. Nie sądziłam, że tak bardzo będę przeżywać wszystko, co się u niej dzieje. Lubię, kiedy opowiada mi o wycieczce, na której była, martwię się, kiedy jest chora i zawsze trzymam kciuki, kiedy pisze sprawdziany – nie tylko z geografii. Dla mnie korki z nią to nie tylko pomoc w nauce – to przede wszystkim możliwość towarzyszenia jej w tym, co akurat się dzieje. Spodziewałam się też szczerze mówiąc większych problemów z nauką – trafiłam jednak na Kasię, która łapie wszystko bardzo szybko. To było dla mnie duże zaskoczenie, oczywiście bardzo pozytywne. Na pewno też korki to dla mnie obopólna korzyść – ja też uczę się od Kasi. Przede wszystkim dzięki niej trochę wrzuciłam na luz i zaczęłam trochę inaczej patrzeć na życie. To naprawdę bezcenne doświadczenie.